poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Two.


WIELKI POWRÓT, KOCHANI! :D

 Uprzedzam. W każdym kolejnym rozdziale mogą pojawić się wulgaryzmy oraz sceny nie dla dzieci, więc czytasz na własną odpowiedzialność.

Shoe's POV.

Położyłam się spać z myślą, że jutro zacznie się kolejny koszmarny dzień. Dlaczego? Niedługo wszystko zrozumiecie. Moje życie nie jest wspaniałe, a co dopiero idealne. I nigdy takie nie będzie. Już dawno pogodziłam się z tą smutną prawdą.. W końcu nikt nie obiecał Nam, że życie będzie kolorowe. Bóg dla każdego z Nas ma wymyślony plan na całe życie. Moje niestety jest najgorszym jaki mogłam trafić, ale co mogę zrobić? Muszę sobie z tym radzić. Ale czy naprawdę potrafię? Czy jestem na tyle silna? Nie wiem. Wiem, jedno.. Będę lepszym rodzicem. Nigdy nie podniosę ręki na swoje dzieci. NIGDY. Po policzku spłynęła mi łza, szybkim ruchem ją starłam. Wtuliłam się w poduszkę i powoli odpłynęłam w głęboki sen.
Około siódmej rano zabrzęczał budzik. Niechętnie otworzyłam oczy i odszukałam tego małego cholerstwa, które obudziło mnie abym zmierzyła się z okrutną rzeczywistością, Wyłączyłam budzik i z zamiarem pospania jeszcze chwile, ułożyłam głowę na poduszce zamykając ponownie powieki. Nie spałam chyba długo, ponieważ po chwili poczułam jak coś liże mój policzek, zmarszczyłam nos budząc się, dopiero po chwili dotarło do mnie co się dzieje. Otworzyłam oczy i ujrzałam jak przede mną merda ogonem mój piesek, nazywa się Molly. Jest najsłodszym zwierzakiem na świecie. Automatycznie zachichotałam i zaczęłam głaskać ją po czym przytuliłam do siebie i pocałowałam ją w jej biały pyszczek na co ona zaszczekała.
- Ach, już ósma. Pora wstać co nie, Molly? Ciekawe jakie atrakcje dzisiaj nas czekają. - skrzywiłam się na samą myśl po czym wstałam podchodząc do mojej wielkiej garderoby. Taa, jestem bogata, ale się nią nie czuje. Nigdy nie będę rozpieszczoną córeczką milionera, nie chce taka być. Wolę być biedna i szczęśliwa niż żyć w takim gównie. Codziennie muszę udawać, że kocham mojego ojca, a prawda jest taka, że go nienawidzę. Nie dość, że mnie bije z błahego powodu to i dyryguje moim życiem. Wyjęłam z szafy zestaw i poszłam z nim do łazienki. Wzięłam prysznic, zmywając z siebie każde wspomnienie wcześniejszego dnia. Wzięłam ręcznik owijając się nim wokół piersi, spojrzałam w lustro rozczesując swoje długie rude włosy. Byłam strasznie podobna do mamy, która nie żyje. Umarła gdy miałam zaledwie pięć lat. Przyczyną śmierci był wypadek samochodowy. Byłam wtedy z nią.. Jak widać, przeżyłam. Nie pamiętam jej zbyt dobrze, tata nie chce o niej wspominać. Czasami go usprawiedliwiam, że robi co robi ponieważ cierpi, ale prawda jest taka, że on już taki był zanim mama umarła.. A może się mylę? Może gdy na mnie patrzy przypomina sobie o niej i jest wściekły, że ja przeżyłam a nie ona? Może dlatego tak mnie traktuje? Jeśli tak jest, to.. wolałabym wtedy zamienić się z mamą. Nigdy nie pokazuje ojcu swojej słabości. Nie może jej widzieć, musi widzieć że jestem silna. Silniejsza niż ktokolwiek. Potrząsnęłam głową gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Shoe, mogę wejść? - to była Sonia. Gdy byłam mała to ona była moją opiekunką, jedynym wsparciem. Teraz gdy jestem pełnoletnia, nadal tu jest. Nadal mnie wspiera, za co jestem jej ogromnie wdzięczna.
- Tak, wejdź Soniu. - krzyknęłam z łazienki, szybko ogarnęłam się, przebrałam i ogólnie wyszykowałam. Wyszłam z łazienki wchodząc do mojego pokoju. Powitałam ją ciepłym uśmiechem.
- Oh, tęskniłam moja piękna Shoe. - przytuliła mnie tak mocno, że zabrakło mi tchu, chyba to zauważyła bo odsunęła się po chwili. - Ups, przepraszam. Wiesz, jak uwielbiam się przytulać. - zachichotała nerwowo, wywróciłam oczami i usiadłam na skraju mojego łóżka patrząc cały czas na nią.
- Wiem, wiem o tym Soniu. Jesteś strasznie uczuciową i kochaną osobą.
- Nie bardziej niż ty. - wtrąciła się na co ja westchnęłam. Nie znoszę jak mi się przerywa. - Okej, okej już nic nie mówię. - podniosła ręce w obronnym geście, zachichotałam.
- Przez ciebie straciłam wątek! - jęknęłam. - o już wiem! Co cię tu sprowadza o takiej porze?
Uniosłam brew do góry zainteresowana jej odpowiedzią, Ona tylko uśmiechnęła się w ten swój sposób gdy miała dla mnie jakąś niespodziankę, albo wręcz odwrotnie.
- No, więc.. Mam dla ciebie małą niespodziankę. Wiem jak uwielbiasz tańczyć i.. no wiesz.. zapisałam Ciebie na taniec, niespodzianka! - uśmiechnęła się wyjątkowo żałośnie, pisnęłam jękliwie. Wstałam z łóżka i krzyknęłam na nią szepcząc.
- Soniu przecież wiesz, że tata się wścieknie gdy się o tym dowie! On nie znosi gdy tańczę.. Nie wiem dlaczego, ale gdy zawsze chce o to go poprosić to kończy się to.. - nie dokończyłam, wstała i spojrzała na mnie w ostry sposób aż po moich plecach przeleciał mi zimny dreszcz. Chyba wiedziała, co chce powiedzieć.
- Shoe, nigdy, przenigdy Tom nie może podnieść na ciebie ręki! To już nie jego problem co będziesz robić z swoim wolnym czasem, nie prawda dyrygować twoim życiem! Nie pozwolę aby cię skrzywdził.
- Cóż, robi to kilka razy w ciągu dnia. Wystarczy, że nie przyjdę o wyznaczonym czasie do domu i bach obrywam. Jak się dowie o tańcu, będzie po mnie! Nie mogę tego zrobić. Jeśli mnie kochasz, uszanuj to! - warknęłam.
- Młoda panno nie podnoś na mnie głosu! - krzyknęła. Spojrzałam na nią i podeszłam bliżej przytulając do siebie. Szepnęłam cicho. - Przepraszam, przepraszam.. Ja na prawdę nie mogę. - odsunęłam się od niej aby mieć lepszy widok na Nią.
- Masz osiemnaście lat, możesz spokojnie wyprowadzić się. Nie uderzy cię wtedy już. A co do tańca to się postaram aby się nie dowiedział. - uśmiechnęła się.
- Ja to wszystko rozumiem, ale gdzie się podzieje? On mnie odszuka, powie że jestem za młoda na samodzielne życie. Ma znajomości, sprawi że do końca życia nie wyniosę się z tego domu! Zrozum to wreszcie, nie będę tańczyć. Nie ma mowy.
- Dobra, jak chcesz. Mieszkaj tu, ale na taniec i tak pójdziesz. Choćbym miała Cię tam siłą zaciągnąć. Masz ogromny talent nie możesz go zmarnować.
- Próbuj, może Ci się uda. - puściłam jej oczko i wyszłam z pokoju. Od razu poszła za mną, pewnie już obmyślała jak mnie namówić, ale coś mam po tacie. Jestem uparta i zawsze stawiam na swoim. Wzięłam do ręki jabłko i wskoczyłam na blat powoli jedząc to czerwone cudo. Sonia usiadła na krześle wplątując ręce w swoje długie brązowe włosy. Cóż, nie wytrzymuje ze mną. Zachichotałam. Natychmiast zirytowana spojrzała na mnie.
- Co Cię tak śmieszy?!
- Ty - wskazałam palcem na nią, dalej jedząc jabłko. Westchnęła głośno wywracając oczami.
- Jesteś strasznym uparciuchem wiesz? Ale i tak dzisiaj znajdziesz się w tym studiu i będziesz świetnie się bawiła tańcząc. Jeszcze coś wymyślę.
- Oj, jesteś urocza. Powodzenia. - zeskoczyłam z blatu i wyrzuciłam ogryzkę do kosza na śmieci. - A teraz wychodzę do szkoły. - posłałam jej całusa, wzięłam torbę wychodząc z domu. Usłyszałam jeszcze jej krzyk na co ponownie zachichotałam. Cóż, może ten dzień nie będzie taki najgorszy jak przypuszczałam. Może ma rację i powinnam zaryzykować. Kto wie, może to odmieni moje życie? Na razie nie wiem co zrobię, ale to będzie mój plan B.
Wchodząc na teren szkoły rozejrzałam się w poszukiwaniu wolnego parapetu, ale jak na złość każdy z dzieciaków chciał siedzieć na jakimś, westchnęłam sfrustrowana. Podeszłam do szafki wyciągając z niej potrzebne mi dzisiaj książki i udałam się do sali gdzie miałam mieć lekcje. Na moje nieszczęście był to Włoski z panem Clapp'em. Ten facet mnie nienawidzi i vice versa. Uważa, że wszystko przychodzi mi łatwo, bo jestem córką bogacza. Bzdura. Na każdy swój sukces; nawet ten najmniejszy, sama zapracuje. Nikt mi w niczym nie pomaga. Nie miałam ochoty przekonywać, nauczycieli do swojej racji bo oni i tak wiedzą lepiej. Idioci. Zajęłam miejsce z tyłu, wyjęłam potrzebne mi książki i czekałam aż Mr. Clapp się pojawi. Jak zwykle, jest cholernie punktualny. Od razu zadał nam pracę samodzielną, ucieszyło mnie to. Zabrałam się za nią od razu, zawsze byłam dokładna w tym co robię, miałam nadzieje, że wreszcie to pojmą, że to Ja walczę o swoją przyszłość a nie ktoś mi pomaga. Westchnęłam cicho.
Resztę dnia minęło spokojnie, dzisiaj nie miałam żadnej lekcji z moimi przyjaciółkami więc, mieliśmy spotkać się dopiero po szkole, na parkingu. Gdy zadzwonił dzwonek oznaczający koniec lekcji, wzięłam torbę i wyszłam z klasy kierując się do wyjścia. Przy murku stały dziewczyny: Nicole, Taylor i Megan. Podeszłam do nich z uśmiechem, przywitałam każdą całusem w policzek.
- Hej, dziewczyny. Co tam?
- Hej, Shoe - uśmiechnęła się Meg - jest okej, ale nie ważne. Dlaczego nic nie powiedziałaś?!
Zdziwiłam się, uniosłam brew pytająco.
- O czym nie powiedziałam?
- O tańcu! Sonia dzwoniła dziś do Nicole i spytała czy nie chcemy też iść. Zgodziłyśmy się! - jęknęłam głośno. Co ta Sonia sobie wyobraża?!
- Ale ja na żaden taniec nie idę! Sonia, mnie zapisała ale nie mogę pójść, okej?
- Niby dlaczego? - spytała Taylor. Spojrzałam na nią po raz pierwszy od kilku minut.
- Przecież wiesz, mój tata..
- Nie możesz wiecznie żyć nim! To twoje życie nie jego! - wybuchnęła poirytowana Meg. Miała racje.. wszyscy mieli racje. Niechętnie to przyznałam.
- Dobra.. może i macie wszystkie racje. Ale jak ukryję fakt, że tańczę? - spojrzałam na każdą z nich, uważnie im się przyglądając. Nicole uśmiechnęła się w ten swój uśmieszek, który oznaczał, że ma coś w zanadrzu.
- Spokojnie, kochana zdaj się na mnie. Wiesz, że moje pomysły zawsze są genialne.
- Ale nie koniecznie skuteczne, pamiętasz twój genialny pomysł na Balu? - wtrąciła się Meg.
- Oj, wyglądałyśmy uroczo.
- Jedyne się przebrałyśmy, wszyscy z nas się śmiali.
- To było dawno przecież. - uśmiechnęła się. Zaśmiałam się. Podeszłam do niej i poklepałam ją po ramieniu.
- Dano czy nie, ale to nie pierwszy twój super pomysł, który skończył się dla Nas źle.
- Dobra, macie racje. Jestem okropna w tym.. ale tym razem nie nawalę, słowo! - spojrzałam na Megan, pokiwałam głową.
- Dobrze, twoja ostatnia szansa. Nie schrzań tego. - Spojrzała na nią Meg, po czym zwróciła się do mnie.
- A co do Ciebie - spojrzała na komórkę - za pół godziny się zaczyna, idziemy dziewczyny! Idziesz też, prawda? - spojrzała na mnie na co ja wywróciłam oczami.
- Mogę iść. Ale jak mi się nie spodoba, albo mój ojciec coś zauważy, zmywam się stamtąd okej?
- Tak! A teraz szybko, chodźmy. - pociągnęła mnie za rękę. Wszystkie we cztery opuściłyśmy teren szkoły kierując się w stronę studia tanecznego. Nie za bardzo wiedziałam, czy dobrze robię ale czasem trzeba zaryzykować, prawda? Miałam tylko nadzieje, że mój tata nagle nie zainteresuje się mną. Nie skupiałam się za bardzo co mówią dziewczyny dlatego nie usłyszałam, kiedy Taylor oznajmiła, że to już tutaj. Podniosłam wzrok stojąc przed budynkiem. Spojrzałam niepewnie na Megan, szepcząc aby dziewczyny nie usłyszały.
- Myślisz, że dobrze robię?
- Skarbie, wiesz że dobrze. Musisz mieć coś z swojego życia, a co jeśli tu w środku czeka na ciebie miłość życia a ty się wrócisz do domu i nigdy nie spotkasz go więcej? - spojrzałam na nią unosząc brew do góry, zaśmiałam się wesoło.
- Proszę Cię, na nic lepszego cię nie stać? Ale w sumie.. muszę to sprawdzić. Chodźmy! - krzyknęłam do reszty dziewczyn otwierając drzwi, udałyśmy się do odpowiedniego pomieszczenia. Stała tam gromadka dziewczyn. Czekaliśmy tak z dziesięć minut rozmawiając i śmiejąc się. Coraz bardziej podobało mi się to miejsce.. Po pewnym czasie jakaś brunetka; nie znam jej imienia, nie przedstawiła się. Powiedziała, abyśmy poszli do szatni się przebrać a Justin na Nas czeka. Pięknie, jakiś chłopak będzie Nas uczył. Przebrałam się w luźniejsze ubrania, poprawiłam włosy pozwalając aby moje rude włosy opadły na moje ramiona, uśmiechnęłam się promiennie do dziewczyn. Wyszliśmy z szatni podchodząc do drzwi gdzie czekał na Nas, ów Justin. Ciekawiło mnie jak wygląda, ile ma lat i czy jest miły. Wiecie, lepiej się tańczy z osobą, która jest dla Ciebie miła niż taką, która tylko krzyczy przez co strach nie pozwala Nam się ruszyć.
- Wejdź pierwsza - popchnęła mnie na drzwi, Tay. Spojrzałam na Nią spode łba, ale otworzyłam drzwi drzwi wchodząc pierwsza. Ujrzałam tył chłopaka, był w moim wieku. Muszę przyznać.. ciacho z niego, uśmiechnęłam się do swoim myśli. Postanowiłam się odezwać, gdyż mnie nie dostrzegł.
- Hej, można już wchodzić? - spytałam oczekując, aż odwróci się. A gdy zaskoczony moją obecnością odwrócił się w moim kierunku, zaniemówiłam. On jest cudowny.. wszystko w jego wyglądzie jest idealne, nie wiedziałam co powiedzieć więcej, więc tylko przyglądałam mu się jak do mnie podchodzi.


Justin's POV.

- Oczywiście, jesteś sama? - będąc wystarczająco blisko rudawej dziewczyny, spojrzałem w jej oczy uśmiechając się.
- Nie, dziewczyny są na zewnątrz. Pójdę je zawołać, dobrze? - odwróciła się w stronę drzwi, nadal na mnie patrząc swoimi dużymi oczami.
- Jasne, czekam. - mrugnąłem do niej oczkiem, na co dziewczyna zmieszana odwróciła się idąc po dziewczyny. W między czasie rozejrzałem się po sali, zastanawiając się czy czegoś tu nie brakuje, ale wszystko było na miejscu. Usłyszałem jak wchodzą, patrząc na mnie niektóre zaniemówiły a inne między sobą wymieniały zdania. Stanął na środku sali uśmiechając się do nich wszystkich.
- A więc, witam. Wiem, że jesteście tu pierwszy raz, razem zaczynamy. Ja dzisiaj poprowadzę swój pierwszy kurs tańca, z czego jestem ogromnie szczęśliwy. Ale przejdę do rzeczy, nazywam się Justin, Justin Bieber i od dzisiaj będę waszym nauczycielem. Nie zwracajcie się czasem do mnie per, Pan jasne? Jestem w Waszym wieku i wyglądałoby to trochę dziwne co, nie? Może na początek każda się z Was przedstawi, będzie nam milej się pracowało. - spojrzałem każdej w oczy uśmiechając się przyjaźnie. Pierwsza głos zabrała średniego wzrostu brunetka.
- Cześć, Justin ja jestem Megan. - pomachała mi.
- Ja jestem Taylor.
- Ja Nicole.
- Samantha.
- Patrisha.
- Susanne.
- Julie.
- Caroline.
Wszystkie po kolei się przedstawiało, była to naprawdę niewielka grupka, zaledwie dziewięć dziewczyn. Ostatnia zabrała głos, ruda piękność. Byłem ciekawy jej imienia.
- Ja jestem Shoe. - uśmiechnąłem się.
- Super, a więc miło mi Was wszystkie poznać. Lekcje będą trwały dwie godziny, więc może od razu zabierzemy się do pracy? - zachęciłem, po czym podszedłem do radia włączając piosenkę All around the world. Spojrzałem na nie.
- Zacznijmy od prostych ruchów.. - pokazałem początek układu, który sam wymyśliłem. Dziewczyny od razu zaczęły za mną powtarzać, wychodziło im to. Pochwaliłem je po czym zaczęliśmy tańczyć. I tak przez całe dwie godziny bez przerwy ćwiczyliśmy, muszę przyznać są w tym dobre. A w szczególności Shoe. Chyba we krwi to ma, zazdroszczę jej takiego talentu. Ja ciężko pracowałem na swój sukces w tańcu, a jej przychodzi to z taką łatwością. Wybiła czternasta więc, zajęcia dobiegły końca. Wziąłem butelkę wody, a w drugą rękę pilot od radia, wyłączyłem muzykę.
- Jestem z Was dumny, jesteście naprawdę świetne! Widzimy się za tydzień. Miłego dnia! - przytuliłem każdą, na końcu Shoe. Nie wiem dlaczego, ale spodobała mi się chodź ją nie znam. Wszystkie dziewczyny wyszły, ale ona jeszcze została.
- Dzięki, Justin za lekcje. - uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłem uśmiech.
- Nie ma sprawy, dobrze tańczysz. Od kiedy tańczysz?
- Nie tańczę, jak już dla siebie a w dzieciństwie dla swoich lalek. - zaśmiała się a ja jej zawtórowałem.
- Nie uwierzę.. robisz to tak idealnie. Widać, że to twoja pasja. - zarumieniła się, na co ja uśmiechnąłem szeroko.
- Dziękuje.. - szepnęła poprawiając kosmyk swoich ognistych włosów.
- Emm.. Może cię odprowadzę? - potarłem swój kark patrząc na swoje buty. Ale palnąłem..
- Jasne, czemu nie. - ożywiłem się spoglądając na nią. Myślałem, że odmówi.
- Okej, idź się przebrać poczekam pod szatnią.
- Dobrze. - wyszła z sali a ja krzyknąłem "Yeaah" wziąłem, komórkę i wyszedłem z sali zamykając ją na klucz. Oparłem się o ścianę, przy szatni dziewczyn czekając na Shoe. Długo nie musiałem czekać, już po chwili pojawiła się w drzwiach z promiennym uśmiechem.
- Gotowa, idziemy?
- Jasne. - uśmiechnąłem się. Wyszliśmy z budynku idąc w stronę centrum, zapewne gdzieś w okolicach mieszka. Spojrzałem na nią idąc obok niej.
- Opowiedz mi coś o sobie.
- Nie ma we mnie nic ciekawego, zanudzę Cię.
- Nieprawda.. Proszę, dla Mnie. - westchnęła cicho pod noskiem, ale kontynuowała.
- Dobra. Niech ci będzie. No więc, mieszkam sama z tatą.. Moja mama zmarła w wypadku samochodowym gdy miałam pięć lat. Byłam z nią wtedy.. dlatego nie potrafię się z tym pogodzić. Nie pamiętam nic z tamtego wydarzenia, w sumie mało o niej wiem. Z moim tatą nie mam za dobrych kontaktów.. Moja pasja, to jak zauważyłeś taniec. Kocham tańczyć, mam pełno wymyślonych układów, może nie są najlepsze ale zawsze coś. To chyba tyle.. Wiem, jestem nudną osobą. Twoja kolei. - spojrzała mi w oczy a ja przyjrzałem jej się.
- Przykro mi z powodu twojej mamy.. Dlaczego nie dogadujesz się z twoim tatą? Nie musisz mówić, jeśli to dla ciebie problem.. Pomogę Ci odnieść sukces, taki talent jak twój musi ujrzeć światło dzienne. Moja kolei? Ugh, nie wiem czy się nie przerazisz. - odkaszlnąłem patrząc przed siebie.
- Dlaczego miałabym się przerazić?
- Moje życie jest inne niż twoje.
- Na pewno nie.. - powiedziała to jakby do siebie, zmarszczyłem brwi.
- Chodzi o to, że mam trzyletnią córeczkę. Nazywa się Lillian.. jej mama nie żyje. Umarła zaraz po porodzie, jej organizm był za słaby. Od tamtej pory sam wychowuje ją. Było ciężko, nadal jest ale daje radę. Gdy spojrzę tylko w jej oczy, nabieram ochoty do życia. Na początku bałem się, że.. że skrzywdzę ją. Tak bardzo przypomina Selenę, a ja tak tęsknię za nią.. ale gdy spojrzałem małej w oczy pokochałem ją.
- O jejku.. Przykro mi z powodu twojej dziewczyny. Widzę, że jesteś silny i poradzisz sobie. Pewnie jest słodka, gdzie teraz jest? - spytała z uśmiechem. Spojrzałem w jej oczy.
- Jest u mojej mamy, to ona najbardziej pomaga mi. O 14 muszę ją odebrać, wiesz obiecałem jej wypad do ZOO. - zaśmiałem się wesoło. Dziewczyna spojrzała na komórkę a potem na mnie.
- Justin.. to już prawie piętnasta. - automatycznie zrobiłem większe oczy, wyciągnąłem komórkę i spojrzałem na nią. Dziesięć nie odebranych połączeń od Pattie.
- Cholera, Lilly! Ona tak bardzo się cieszyła... a ja zawiodłem ją. Znowu! Nie wybaczy mi tego.. - zacząłem panikować.

*

Cześć, po prawie miesiącu wracam na bloga z nowym rozdziałem. Przepraszam, za takie opóźnienia, ale mam naprawdę ostatnio dużo nauki i jeszcze kłopoty ze zdrowiem. Nie chciałabym Was stracić, stracić moich czytelników.. Jesteście dla mnie najważniejsi. Bez Was ten blog by nie istniał, dlatego.. nie odchodźcie ode mnie, proszę. Postaram się jak najczęściej dodawaj rozdziały. Mam nadzieje, że spodoba się Wam ten rozdział pisałam go bardzo długo i wreszcie skończyłam. Co o tym sądzicie? Jak zachowa się Lillian? Wybaczy Justinowi? To i więcej dowiecie, się w kolejnym rozdziale.
Bardzo chciałabym podziękować za taką liczbę komentarzy i odwiedzić! Jesteście NIESAMOWICI! <3 Kochani, jeżeli chcecie porozmawiać, macie jakieś pytania piszcie na mojego twittera: @beliebersxx1
To tyle, miłego dnia. Pamiętajcie, Kocham Was. :)